Okazuje się, że wystarczy tak niewiele, a jednocześnie tak
trudno do tego dość – cichy wieczór, świeczka, odpowiednia muzyka i parujący
kubek. To wszystko, by zachęcić mnie do pisania. Ach, nie jest coś jeszcze, być
może najważniejsze. Takie drgnie w sercu, które chyba z na każdy twórca, a zwie
się je natchnieniem. Nie jestem specem do natchnień, ale znam to drgnienie
serca, które nim jest. Kiedyś pojawiało się u mnie dość często, dziś bardzo się
ucieszyłam, że poczułam je – po raz pierwszy od dawna, tak wyraźnie.
Kocham pisać! Och, czego ja to nie natworzyłam w swoim
krótkim życiu. Potem poszłam do technikum i tak po kroczku, aż do klasy
maturalnej wszystko obróciło się w popiół. Bardzo chciałabym wrócić do tego,
odrodzić się jak feniks i zacząć na nowo, lepiej. Albo, chociaż dokończyć–
szumnie zwane przeze mnie – powieści, które zaczęłam w szczenięcych latach. Na
razie daję sobie czas, dużo czasu i zmierzam małymi kroczkami w kierunku tych
zakurzonych tomów mojej wyobraźni. I liczę, z taką dozą niepewności z jaką
królewny wyczekiwały swoich książąt – że dmuchnę kurz, a on zamieni się kolejne
stronice zapełnione literami.
Tak się, cholera, zastanawiam, gdzie się podział ten
romantyzm, którą cząstkę odkopałam w powyższych linijkach? Chyba przypaliłam go
w którymś miejscu mojej pracy albo wypisałam na egzaminach zawodowych. Życie,
jak to się mówi. Muszę się tego życia jeszcze trochę nauczyć, żeby przeżyć, ale
swoje pasje też mogę przy tym rozwijać, prawda? Ha, doszłam do tego po tylu
latach, gratulacje.
Nie wiem, czy ten blog nie jest w głównej mierze wynikiem
nudów z niezapowiedzianego mini urlopu, czy prawdziwym pragnieniem serca. Podzielę
się z wami moją małą tajemnicą – kiedyś (i teraz troszkę też) chciałam zostać
dziennikarką. Oczywiście odezwała się wtedy we mnie ta mądrzejsza część mnie i
powiedziała, że chociaż kocham słowo pisane to talentu za grosz, a przecież
tego się nie da wyuczyć. Poza tym, magistrów w kraju dość, roboty brak i
wszystkie głąby idą na studia. Na drugim miejscu odezwała się moja wiedza, co
do ilości, której lepiej zmilczę. Po trzecie są jeszcze pieniądze, ale one dużo
mówić nie muszą. Dobra, no to się wytłumaczyłam, skąd to lenistwo w realizacji
marzeń i na jakiś czas uspokoiłam sumienie. Na uspokojenie długoterminowe ma
służyć to właśnie moje miejsce w sieci. Może ktoś tu kiedyś zajrzy i mnie
pouczy? (Na tym, swoją drogą, najbardziej mi zależy, bo jak inaczej się
rozwijać?)
Tyle na początek. Ile razy jeszcze zdarzy mi się nudzić tak,
żeby zapisać ponad pół strony? Ile jeszcze tych drgnień serca mnie czeka?
Zobaczymy. Dziś postanowiłam, że po paplę przy kawie i spróbuję się tego
trzymać.
Och, jeszcze wypadałoby napisać, o czym ma być ten blog. I
to jest, moi drodzy, bardzo dobre pytanie! Postanawiam, że odpowiedź na nie
padnie po kilku miesiącach. Może będzie to zwykłe lanie wody, czy tam kawy;
może jakiś lajfstyl; a może tylko niewypał. W każdym razie - iskra została
wskrzeszona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz